Szanghaj nazywany Paryżem Wschodu – część II
Szanghajskie Stare Miasto położone jest na południowy zachód od Bundu. Tę cudowną chińską uliczkę założyła rodzina Mingowskich dygnitarzy. Historia nie była zbyt łaskawa dla tego szanghajskiego zakątka. Ogrody zostały doszczętnie zniszczone podczas I wojny opiumowej, następna dewastacja tego rejonu odbyła się podczas powstania tajpingów w połowie XIX w. Następnie do zniszczenia rękę przyłożyli Francuzi. Odtworzono je w latach późniejszych i dziś składają się z dwóch części – wewnętrznej i zewnętrznej.
Yuyuan, czyli Nefrytowy Ogród zaprojektował słynny chiński architekt krajobrazów Zhang Nanyang na życzenie Pan Yunduan, urzędnika na dworze Mingów. Dobry syn chciał pokazać swoim starym rodzicom, którzy nie mogli się udać w daleką podróż do Pekinu, jak wygląda klasyczny chiński ogród.
Pawilony i budowle w Ogrodach Yuyuan – W Ogrodach Zdrowia i Spokoju. W rzeczywistości wyglądają znacznie piękniej niż na zdjęciu.
Chiński smok jest zwierzęciem pięciopalczastym. Natomiast poniżej na zdjęciu smok na swoich szponach ma tylko trzy palce. Wiąże się to z pewną legendą. Dobry syn Pan Yunduan tak bardzo chciał dokładnie pokazać swoim rodzicom ogrody cesarskie, że rozkazał architektowi, aby zaprojektował piękny ogród i wiernie odtworzył wizerunek smoka cesarskiego, co było zabronione cesarskim prawem. Natychmiast życzliwe osoby doniosły o tym fakcie cesarzowi, a ten rozkazał swojemu urzędnikowi sprawdzić, czy to jest prawda. Gdy urzędnik z Pekinu dotarł do Szanghaju do domu bogatego mandaryna, ten poinformowany przez swoich przyjaciół o czekającej go cesarskiej inspekcji, obciął smokowi dwa palce. W tyn sposób gospodarz tego cudownego ogrodu uniknął surowej kary, a smok pozostał na swoim miejscu.
Bazar Yuyuan miejsce w którym można zakupić pamiątki, ale musimy wiedzieć, że tutaj turysta może upolować bardzo ceną wartościową pamiątkę za okazyjną cenę, jak również kupić bubel za cenę bardzo wysoką, trzeba uważać na fałszywe antyki i podrabiane rzeczy znanych zachodnich firm, jak np: zegarki. Tutaj rynek rządzi się własnymi prawami.
Warto odwiedzić restaurację Nanxiang, gdzie podają pyszne pierogi z mięsem z krabów. Smakują wybornie. Polecam i zachęcam zabrać chusteczki higieniczne, aby nie oblizywać palców po zjedzeniu tych pysznych pierożków. Są naprawdę wyśmienite. Na środku stawu jest umieszczona chińska herbaciarnia, w której można wypić filiżankę chińskiej herbaty. Proponuję przyszłym turystom odwiedzającym Szanghaj Dragon Well tea (Green tea) jest to sławna i lubiana na świecie chińska herbata, której spożycie filiżanki powoduje usunięcie zmęczenia, przyrost sił witalnych oraz wzrost koncentracji i szybszą aklimatyzację. Do tej restauracji prowadzi biegnący zakosami mostek z ostrymi krawędziami, które zgodnie z zasadami feng shui, pełnią rolę zapory przed złymi duchami.
Na Bazarze Yuyuang jest gwarno, tłoczno zupełnie jak w Wieży Babel słychać wszystkie języki świata. W tych krętych uliczkach i zatłoczonych miejscach handlowych łatwo się zgubić i nie trafić na miejsce zbiórki, ponieważ chińczycy nie znają języków europejskich, a z kolei cudzoziemcy nie potrafią odnaleźć miejsca zbiórki zagubionego turysty. Dlatego też, zawsze chińscy organizatorzy przygotowują dla każdej wycieczki wydrukowaną na sztywnym papierze prośbę do przechodnia, aby ten doprowadził zagubionego turystę na miejsce zbiórki podane na bileciku. Wystarczy pokazać bilecik przechodniowi, a ten napewno doprowadzi delikwenta na miejsce. Chińczycy czynią to z przyjemnością, podobno nigdy nie odmawiają i nie żądają za tę usługę zapłaty. Niestety, nie mogłam się o tym przekonać, ponieważ bez problemu i to przed czasem trafiłyśmy z koleżanką na umówione spotkanie.
W zasadzie Szanghaj nie ma dużo zabytków sakralnych, jakie mają inne chińskie miasta. Najwiekszą z tych obiektów jest Świątynia Nefrytowego Buddy-Yufosi. Jest to świątynia buddyjska wzniesiona w 1882 r. Składa się z trzech pawilonów zbudowanych w stylu nawiązującym do architektury Song o ścianach zewnętrznych budynków w kolorze żółtym. Jest to miejsce w którym znajdują się dwa posągi Buddy przywiezione z Birmy. Świątynia została całkowicie zburzona podczas rewolucji Xinhai, na szczęście posągi Buddy ocalały. Podczas rewolucji kulturalnej świątynię zamknięto, ale ocalała, ponieważ na jej drzwiach mnisi zawiesili portret Mao Zedonga.
Najważniejszy jest pawilon, w którym umieszczone są dwa posągi Buddy: na parterze – Budda leżący (zdjęcie powyżej) i na piętrze – figura siedzącego Buddy (nie wolno było fotografować). Obie figury są pokryte nefrytem. Siedzący Budda ma 190 cm wysokości i waży 205 kg jest ozdobiony szmaragdami i agatami. Wśród ważnych zabytków które znajdują się na terenie świątyni należy wymienić Wieże Nefrytowego Buddy, w wewnątrz której umieszczono ponad 7000 zwojów z sutrami.
Chińczycy stosują ozdoby z czerwonych wstążek, ponieważ uważają, że kolor czerwony jest symbolem radości i szczęścia
Poniżej przedstawiam zdjęcie jednej z najciekawszych w Szanghaju restauracji, dla potrzeb której wykorzystano już nie pływający statek. Miejsce to robi wrażenie na turystach, bo utrzymane w pięknej chińskiej stylistyce sale restauracyjne są umieszczone na poszczególnych pokładach statku. Sal tych jest dużo i wielu pracowników obsługuje niewiarygodne rzesze konsumentów. W pamięci utkwił mi pewien drobny incydent z kolacji w tej restauracji. Okazało się, że nie wszyscy z naszej miłej grupy posługują się pałeczkami, gdy poprosiliśmy o sztućce to powstało zamieszanie, bo gospodarze nie byli przygotowani na taką ewentualność, ale mimo trudności nakrycia się znalazły. Natomiast nam było nieprzyjemnie, że do takiego wydarzenia doszło po dość wystarczająco długim okresie stołowania się w chińskich restauracjach, aby opanować tę nieskomplikowaną sztukę „pałeczkowania”. Mam pewną radę dla osób wybierających się do Chin, aby przed wyjazdem poćwiczyły jedzenie pałeczkami. Na początku jest troszeczkę zabawnie, ale szybko nabiera się rytyny, przecież w Polsce w różnych barach prowadzonych przez Azjatów, też podają pałeczki i nawet nie mają sztućców.
W tej „Szanghajskiej Statkowej Restauracji” są takie piękne ozdobne wejścia. Prawda, że robią wrażenie.
A to już inna szanghajska restauracja w której jedliśmy obiad. Przed restauracją powitał nas pracownik personelu i był bardzo zadowolony, że chcieliśmy sobie z nim zrobić zdjęcie. Też było pięknie, miło i smacznie.
A teraz kilka fotek szanghajskich ulic. Niestety tą uliczkę widzieliśmy tylko z autokaru i nie płynęliśmy taką łodzią wykonaną na wzór starych chińskich łodzi, ale za pływaniem nie tęskniliśmy za bardzo, ponieważ program wycieczki był bardzo ciekawy, obszerny i obejmował pływanie po różnych akwenach Chin, o czy opowiem w oddzielnym poście.
Elegancka uliczka handlowa w Szanghaju, pełna chińskich wyrobów z tej górnej półki, ale ceny tych artykułów były znacznie wyższe niż w Polsce. Chiny sprzedają tanio produkty pod warunkiem, że się kupuje cały kontener.
Na zdjęciu poniżej główna ulica Szanghaju – Nanjing, Szanghajska Promenada, Szanghajskie Av des Champs-Elysees. W zasadzie tu jest Europa, wytworne sklepy z eleganckimi i drogimi towarami z całego świata, z cenami powodującymi zawrót głowy. W przebogatych sklepach nie ma już chińskich podróbek, tylko drogie oryginalne zegarki i biżuteria, takie jak w eleganckich sklepach Zurichu, Paryża, Londynu, czy też Nowego Jorku. Mimo, że siąpił niewielki deszcz czułam się tutaj znakomicie, ale niestety nie zrobiłam żadnych zakupów, chociaż po drodze zauważyłam wiele bankomatów, które także wypłacały pieniądze z naszych kart.
Dla zmęczonych turystów organizatorzy wymyślili kolejkę, która za niewielkie pieniądze wozi osoby po tej ulicy, a przewodnik objaśnia w języku angielskim trasę wycieczki. Niewątpliwie jest to wygody środek transportu, zwłaszcza gdy pada deszcz. Niestety z moją koleżanką nie wykorzystałyśmy tej szansy, nam wystarczyły parasolki kupione za 10 juanów.
Niestety, koniec wycieczki zbliżył się nie uchronnie. Szkoda, było cudownie, wspaniały kraj wspaniali i życzliwi dla turystów ludzie. Chciałabym jeszcze kiedyś wrócić do Chin i zwiedzić południe tego kraju. Ostatnia trasa wycieczkowa w Chinach to przejazd koleją na poduszce magnetycznej z centrum miasta do portu lotniczego Hongqiao. Cena biletu kształtowała się około 100 juanów.
Kolej magnetyczna porusza się dzięki polu magnetycznemu i nie ma kontaktu z powierzchnią toru, gdyż praktycznie unosi się nad nim, co pozwala jej osiągać znakomite prędkości. Byliśmy pod wielkim wrażeniem, bo kolej odległość 30 km pokonała w 7 min, uzyskując maksymalną prędkość 431 km/godz. Kolej porusza się po specjalnie wybudowanym torze i w połowie drogi jest tzw. mijanka, wtedy kolej zwalnia prędkość do 380 km/godz. Uprzedzono nas o tym i bardzo chciałam uchwycić ten fakt, ale minięcie się dwóch pociągów było tak błyskawiczne, że zorientowałam się po czasie, że to już nastąpiło.
Na zdjęciu powyżej została uchwycona maksymalna prędkość kolei magnetycznej w Szanghaju, którą jechaliśmy na lotnisko. Kolej porusza się płynnie, nie odczuwa się żadnych wstrząsów, nie działa siła odśrodkowa, podróż była super, wskazują na to nasze uśmiechnięte buzie.
Wikipedia podaje (strona kolej magnetyczna), że 21 kwietnia 2015 r. w Japonii został osiągnięty rekord prędkości kolei magnetycznej, tj: 603 km/h, a więc więcej o 28,2 km/h od francuskiego TGV. Na pewno nas długo nie będzie stać na Maglewa, ponieważ budowa specjalnego toru i eksploatacja są bardzo wysokie, a szkoda – to taka cudowna podróż.
Autor opracowania: Alicja Muszyńska
[…] Szanghaj nazywany Paryżem Wschodu – część II […]